Moim pierwotnym zamiarem było przeprowadzenie krótkiego wywiadu z osobami, które dopiero co wróciły z misji z Hondurasu. Jednak otwartość zarówno Agaty jak i Klaudii zmieniła mój plan. I tak oto powstały cztery części wywiadu, można go chyba nazwać „wywiadem rzeką”. Dziś przedstawiam ostatnią część, w której przyjrzymy się refleksjom pomisyjnym i planom na przyszłość naszych misjonarek.
MAKSYMILIAN: Co w Was zmieniła misja? Może Wasze spojrzenie na świat i drugiego człowieka?
AGATA: To jest pytanie, na które ciężko się odpowiada. Generalnie po misji nie czuje się innym człowiekiem. Nie jest tak, że wróciłam i jestem inną Agatą niż przed misją. Czas misji ma coś w sobie. Zmienia w Tobie coś, ale trudno nazwać co. Mogłabym wymienić – spojrzenie na życie i ludzi. Na pewno przebywanie w klimacie naszego charyzmatu, bycia bardzo blisko ludzi. To sporo mnie nauczyło. Jestem dopiero po powrocie, ale widzę, że mam inne spojrzenie na drugiego człowieka, nawet zwykły przechodzień na ulicy. Mam ochotę z nim porozmawiać, wiedzieć coś więcej o nim. Myślę, że czas misji mnie tego nauczył. W Hondurasie miałam czas, żeby chodzić po ulicy i widząc bezdomnego, przystanąć i z nim porozmawiać. Czas na to, żeby się z nimi zaprzyjaźnić, codziennie przechodząc tą samą ulicą codziennie. W Polsce gdy chodziłam do pracy, miałam dużo obowiązków – nie siadałam na murku z bezdomnym i nie rozmawiałam z nim. Teraz takie rzeczy wydają mi się bardzo naturalne. Inna rzecz, że my na misji żyjemy we wspólnocie – nie da się by to nie odbiło się na Twoim życiu. Przez 24h, siedem dni w tygodniu jesteś z tymi samymi ludźmi, wszystko robi się wspólnie, wszystkie decyzje podejmuje się wspólnie, więc wspólnota jest bardzo ważnym elementem misyjnym i widzę, że to uczy bycia z drugim człowiekiem, wychodzenia ze swoich schematów, ze swojego stanowczego zdania – nie tylko ono jest najważniejsze, ale są też inne perspektywy. Jest to postawa otwartości i słuchania innych. Na misji nie dostrzegałam tego, ale teraz widzę, że w relacjach międzyludzkich jestem o wiele szczersza, bardziej zależy mi na prawdomówności – na mówieniu wprost.
KLAUDIA: Misja zmieniła właściwie całe moje życie – moje podejście do mnie samej, spojrzenie na ludzi, hierarchię moich wartości. Po misji jestem takim samym grzesznikiem jakim byłam wcześniej, ale częściej zadaję sobie pytania, których nigdy nie zadawałam sobie przed misją.
Byłyście tam Przyjaciółkami dzielnicy. Jak teraz rozumiecie słowo „przyjaciel”, jak zmienił się Wam jego obraz?
Nie wiem czy mi aż tak bardzo zmienił obraz Przyjaciela. Moja misja była misją przyjaźni. Śmiałam się, że chodzę do szkoły przyjaźni i miłości. (uśmiech) Zawsze byłam blisko ludzi i zawsze miałam mnóstwo relacji z innymi. Przyjaźń zawsze była dla mnie obecnością, byciem przy drugim człowieku, wymianą tego, co wewnątrz i misja to jeszcze bardziej pogłębiła. Pokazała też, że można zaprzyjaźnić się z ludźmi, którzy są zupełnie inni niż ja, z ludźmi, których pozornie nie rozumiem. Wcześniej można powiedzieć, że to ja wybierałam Przyjaciół, a na misji miałam bardzo wielu Przyjaciół, którzy byli zupełnie inni, którzy mieli przeróżne historie życia, z którymi nie zawsze miałam czas, aby nawiązywać relację, ale wiedziałam, że są to moi Przyjaciele. Nauczyłam się, że każdy może być moim Przyjacielem, że to chodzi również o moją otwartość i o ich otwartość. Przyjaźń to chęć wejścia w świat drugiego człowieka, ten człowiek jest dla mnie intersujący i ważny i ja chcę spędzić z nim czas z tym człowiekiem, ja chcę dać siebie temu człowiekowi, ale też chcę, żeby on mi siebie dał. Myślę, że wszystko się pogłębiło we mnie.
Moja definicja Przyjaciela zmieniła się całkowicie, ponieważ dla mnie wcześniej była to osoba, której opowiadało się o wszystkim, spędza się mnóstwo czasu razem, ma się stały kontakt. A teraz Przyjaciel to dla mnie ktoś, kto chce mojego dobra.
Skonfrontujmy teraz wyobrażenie o misji przed nią i po niej.
Trochę się zmieniło. (uśmiech) Jak mówiłam przed misją miałam wyobrażenie misji pełnej aktywności, wypełniania zadania, pomagania ludziom. Misja to trochę zweryfikowała – nauczyła mnie innego spojrzenia na pomoc. Wydaję mi się, że większość z nas myśli, że jeśli coś mam, to ja komuś pomogę, bo ten ktoś czegoś nie ma, więc ja wiem co jest mu potrzebne, bo on tego nie ma i ja muszę mu to dać. Misja nauczyła mnie pomagania w inny sposób, zejścia ze swojej idei, że mój pomysł jest najlepszy, że mój sposób pomocy będzie najskuteczniejszy. Ale może być zupełnie inaczej – ten człowiek nie potrzebuje takiej pomocy, jaka myślę, że mu najbardziej się przyda, że on ma zupełnie inne potrzeby. O tym nie myślałam przed misją. I w spojrzeniu po misji widzę pełnię, że to nie jest tylko pomoc, na konkretnym działaniu. Tak jak są trzy filary naszego charyzmatu: wspólnota, modlitwa i właśnie apostolat, czyli konkretna pomoc. Wcześniej trudno było mi to połączyć, a po misji mam ten cały obraz, jak to funkcjonuje i nie może funkcjonować bez tych elementów. Byłaby to zupełnie inna misja, gdybyśmy nie mieli wspólnoty i życia modlitewnego, i dzielenia z innymi.
Przed misją myślałam, że to będzie czas dawania siebie i dzieleniem swoją miłością. A po misji okazało, że otrzymałam jeszcze więcej niż ja sama miałam do zaoferowania.
Czym dla Was obecnie są Domy Serca?
Dla mnie obecnie to sposób życia. Oczywiście jest to wspólnota, która ma swoje struktury i charyzmat, ale przede wszystkim dla mnie teraz to sposób życia.
Są miejscem dawania miłości i uczenia dawania jej innym.
Jak można żyć charyzmatem Domów Serca w codzienności?
Można być w przyjaźni z Domami Serca, ale jest też Wspólnota św. Maksymiliana Kolbego „FRATMAX” – grupa ludzi, którym bliski jest charyzmat Domów Serca i chcących żyć nim na co dzień.
Jak określiłabyś wzorzec misjonarza?
Nie ma idealnego misjonarza, ale myślę, że bardzo potrzebna jest postawa otwartości serca na Boga i ludzi. Nie wyobrażam sobie misjonarza bez tych dwóch otwartości.
Gdybyście jeszcze raz miały dokonać wyboru, podjęłybyście misję?
Tak. Na pewno. (uśmiech)
Oczywiście, że bym ją podjęła. Była bym nawet bardziej zdeterminowana. (uśmiech)
A planujecie drugą misję?
Teraz jestem w Polsce i na razie nie myślę o drugiej misji. Czuję się powołana, aby żyć tutaj. Widzę też, że misję mam wszędzie i tu gdzie jestem też ją mam. Oczywiście było pięknie być w Hondurasie, ale mam świadomość, że wszystko co tam robiłam teraz muszę przenieść tutaj. Nie może być tak, że przez 14 miesięcy byłam wspaniałą Przyjaciółką Hondurańczyków, a teraz nie umiem żyć w Polsce z innymi. Więc moja misja na razie jest tu – w Polsce.
Na razie nie planuję drugiej misji, czuję, że teraz jest czas, żeby poświęcić się życiu rodzinnemu.
Najszczersze podziękowania kieruję na ręce Agaty i Klaudii, za to że zechciały poświęcić parę (nie będę pisał jak wiele) godzin ze swojego życia, aby przybliżyć nam misję w Tegucigalpie. Dziękuję za wszelką pomoc i radość podczas spisywania Waszych słów.
A Tobie Drogi Czytelniku, że przejrzałeś naszą wspólną pracę i przeczytałeś prawie 7655 słów, zawartych w czterech częściach.
Zielona Huta, 15 lipca 2018
Do zobaczenia na misyjnych drogach!